11 czerwca 2012

Seigyoku: VII


Co prawda fotel w salonie Murasaki był duży i Kurosaki rozsiadł się w nim wygodnie, to jednak nie mógł spuścić niespokojnego wzroku ze śpiącej na sofie właścicielki domu. Wyniszczona przez cierpienie dziewczyna przypominała wręcz kukiełkę, szmacianą lalkę rzuconą gdzieś w kąt i przykrytą warstewką kurzu.

Siedząc tak i wpatrując się w zmarniałe ciało przykryte kocem i przeraźliwie bladą twarz, zastanawiał się, czy gdyby nie usiadł obok niej na huśtawce tamtego dnia nie byłoby inaczej. Cierpienie, przez które teraz przechodziła było niesamowicie wielkie. Ichigo znał po części ten ból. Ból po stracie matki z tą różnicą, że w tamtych trudnych momentach on miał przy sobie resztę rodziny. Ona nie miała nikogo. Nikogo prócz ledwo jej znanej bandy shinigami, pomyślał z goryczą i zmarszczył brwi. Na pogrzebie nie zjawił się jej ojciec. A to tylko spotęgowało niepokój dziewczyny. Nie było od niego żadnych wiadomości, a podobno został poinformowany o śmierci żony.

Wszyscy zauważyli nieprawdopodobną zmianę w Murasaki. Przy nich była cicha jak mysz, wpatrzona gdzieś pustym wzrokiem w dal, obojętna na wszystko. Ale jej samotne cierpienie widoczne było aż za dobrze. Śmiało można było nazwać ją cieniem dawnej siebie.

I nagle złoty blask wychynął spod powiek. Zamrugała powoli i przykryła na chwilę twarz dłonią.

– Dalej tu jesteś, Ichigo – bardziej stwierdziła niż zapytała. – Po co to robisz?

– Ja też straciłem mamę – powiedział, niczym nie zrażony. Sayuri zauważyła na jego twarzy błąkający się delikatnie uśmiech, choć w oczach czaił się dawny ból. Nie odezwała się.  –  Chciałem zmierzyć się z tym sam, ale… nie pozwolono mi. – Przymknął oczy pod wpływem uśmiechu. – Obawiam się, że rodzinka mogłaby się nieźle wkurzyć.

Lubię tę twarz. Te oczy, pomyślała wpatrując się w chłopaka i nagle ogarnął ją wielki spokój. Ichigo z pewnością jest stworzony do wielkich czynów. 

– Idź już – oznajmiła spokojnie.

– Hm?

– No do tej dziury, gdzie przesiadujesz ostatnio całymi dniami. – Ichigo zastygł ze zdziwioną miną, na co Murasaki wzruszyła ramionami. – Ja nic nie wiem, tylko czuję, niezbyt wyraźnie, ale jednak.

*

Wysoka kobieta przechadzała się w tę i z powrotem po sporej grocie, której jedynym słabym światłem była mała pochodnia, wbita gdzieś pomiędzy skały. Nagle zatrzymała się, a jej długi kucyk wykonał elegancki ruch, gdy obróciła głowę i wlepiła tajemnicze i jednocześnie złowrogie spojrzenie w siedzącym na głazie mężczyźnie. On również na nią spoglądał z tą różnicą, że jego spojrzenie było złe i jakby jednocześnie odrobinę zmęczone. Na jej ustach wykwitł kpiący uśmieszek.

– Przeżyłeś, tak jak myślałam – powiedziała. – Jednak długo lizałeś swoje rany, jeszcze trochę i byłabym pewna, że nie masz zamiaru wrócić i ja musiałabym fatygować się do ciebie. A tu proszę, przyszedłeś pod sam nos Aizena i twojego brata, który jest święcie przekonany, że jesteś trupem. Wiesz, ten twój Szósty Espada dostał niezłe baty, gdy wrócił.

– Nie obchodzi mnie to – burknął. – Wróciłem, bo mamy umowę. Czyżby twoja pamięć szwankowała? – spytał złośliwie.

– Heh, w dzisiejszych czasach tylko interesy i interesy. – Westchnęła udawanie i spoważniała momentalnie. – Jednak dobrze, że jesteś. Mam ci kogoś do przedstawienia, Ilforte.

Blondyn zwrócił wzrok w miejsce, gdzie coś się poruszyło i z głębokiego cienia wyłoniła się dość wysoka postać, której niestety nie rozpoznał, gdyż była odziana w długi płaszcz i tylko w wątłym świetle kawałek twarzy był widoczny spod obszernego kaptura. To jednak wystarczyło, by Ilforte rozpoznał w nieznajomym dość młodego chłopaka.

– Miło mi poznać – odezwał się czystym głosem chłopak i uśmiechnął się złowieszczo. – Proszę, mów mi Sachi.

*

Gdy Ichigo i Sayuri stanęli przed starym budynkiem, przypominającym opuszczony magazyn, chłopak powiedział tylko z jakimś dziwnym błyskiem w oku:

– Lepiej bądź ostrożna. Mieszkają tu cwane bestie.

Dziewczyna popatrzyła z małym przestrachem na towarzysza. Zupełnie nie wiedziała czego się spodziewać, a kiedy zapytała, czy może lepiej by było, gdyby przybrał postać shinigami, zapewnił ją, że nie ma takiej potrzeby. Dziwne… Dziwne jest też to, że czuję jakąś przytłumioną moc z wnętrza.

Chłopak wyprzedził ją o parę kroków, po czym zatrzymał się i odwrócił do niej. Nie umknęło uwadze Sayuri, że w pewnym momencie powietrze wokół Kurosakiego zamigotało.

– Tutaj jest postawiona bariera – wytłumaczył. – Możesz przejść?

Również zrobiła kilka kroków, by dorównać Ichigo i gdy znalazła się tuż obok niego, wszystkie jej zmysły przepełniła natychmiast niezwykle silna i ciężka energia, która zmusiła ją do wzięcia głębokiego oddechu. 

– Niesamowite, że ktoś potrafił utrzymać tą barierę, podtrzymującą tak potężną moc – powiedziała z podziwem.

– Serio?

Murasaki spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Naprawdę jesteś taki kiepski w wyczuwaniu reiatsu, jak mówiła reszta? – Uniosła brwi w geście zrezygnowania. – Nieważne. Czemu w ogóle pozwoliłam ci się tu zaciągnąć? Dobra – powiedziała szybko, gdy już otworzył usta – nie powinnam zostać sama i takie tam. Nie wygłaszaj tego przemówienia jeszcze raz. Bardzo to doceniam, ale proszę. Ponad dziesięć minut to dla mnie zbyt długo na monolog.

Kurosaki zrobił udawaną naburmuszoną minę. A tak naprawdę w głębi duszy był z siebie zadowolony, gdyż pierwszy raz od dawna dziewczyna wypowiedziała tak długie zdanie. I jemu się udało do tego doprowadzić.

– Chodźmy – oznajmił i wprowadził ją do budynku, który w środku wyglądał gorzej niż na zewnątrz. Miał on z pewnością kiedyś piętro, może i dwa, lecz teraz były to tylko wystające, poszarpane półki, a cały gruz, włącznie ze szkłem powybijanych okien, leżał w stertach pod ścianami. Specjalnie jednak pozostawiono oczyszczony środek, gdyż ział z tamtego miejsca spory, prostokątny otwór. Podchodząc bliżej Murasaki spostrzegła, że to w rzeczywistości schody prowadzące do piwnicy. Kurosaki zaczął schodzić na dół, więc ona cicho i grzecznie podreptała za nim.

Niewiele pokonali stopni, a już oczom Sayuri ukazała się ogromna, skalista przestrzeń. Zadziwiającą rzeczą było to, iż nie widziała żadnych okien w tej piwnicy, a było zupełnie jasno, jakby przenieśli się do innego świata, gdzie również jest środek dnia.

– Czy to… iluzja? – zapytała i spojrzała na chłopaka w momencie, gdy rozległ się dziki wrzask, a ułamek sekundy później w twarz Kurosakiego wbił się klapek i powalił go na schody.

– Co tak długo, idioto?

Murasaki odwróciła gwałtownie głowę w stronę niskiej blondynki w czerwonym dresie, stojącej tuż przed nimi. W ręce spoczywał już w gotowości drugi klapek.

– Nie bij, to on mnie tu przyprowadził! – rzuciła Sayuri i oskarżycielsko pokazała palcem w stronę ledwo przytomnego chłopaka.

– Oj, Hiyori, spokojnie – mruknął ktoś, którego głos Murasaki skądś kojarzyła, ale nie była do końca pewna skąd. Dopiero, gdy zza nieznajomej wyłonił się ścięty na garnek blondyn, złotooka aż otworzyła lekko usta ze zdumienia.

– Hirako Shinji?

– Ooo, jakaś znajoma twarz – podrapał się po głowie. – Właściwie to skąd się znamy?

– Chodzi ze mną do klasy, kretynie – burknął nagle Ichigo, ale za chwilę znów został znokautowany przez blondynkę.

Shinji patrzył się przez moment na Murasaki w zamyśleniu, zmarszczywszy lekko brwi, ale w końcu wyszczerzył zęby w promiennym uśmiechu, natychmiast znalazł się tuż obok niej i jedną ręką objął jej ramiona, a drugą chwycił za dłoń.

– Zatem witam szanowną panienkę w swoich skromnych progach. – I zaczął sprowadzać ją na dół, a Hiyori nagle wyskoczyła pulsująca żyłka na czole. Gwałtownie przyciągnęła Kurosakiego, trzymając go za fraki, po czym zwróciła się do jego dyndającej na ramieniu, półprzytomnej głowy bardzo ściszonym, niskim głosem:

– Co to za jedna?

– Murasaki… Sayuri – wybełkotał.

– Murasaki? – powtórzyła i puściła nagle chłopaka tak, że z jęknięciem i głuchym łoskotem uderzył o schody. Hiyori odwróciła się i podążyła wzrokiem za złotooką, krzyżując ręce na piersiach i marszcząc brwi. – Rzeczywiście – mruknęła. – Dziwnie znajoma twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz